piątek, 11 czerwca 2010

Puf, jak gorąco

Cały tydzień w sukienkach, dokładnie tak, jak ostatnio sobie zamarzyłam. Gdzie nie spojrzeć, tam spódnice, falbany, tuniki. Wystarczy przejść się po ulicy, by zobaczyć całą letnią kobiecą garderobę, upychaną wcześniej po kątach i odkładaną z nadzieją na lepsze dni. A tymczasem żar leje się z nieba. Nie ma miłosierdzia.

Aż chciałoby się rzucić sesję, studia i wszystko wokół, kupić bilet do Kołobrzegu i wsiąść w pociąg.





Cóż, skoro nie można mieć morza, przynajmniej pobawmy się, że jesteśmy nad nim. Pobawmy się we frywolne dziewczyny pin-up!



Motyw marynarski, który wiecznie bywa w modzie i znów powraca, został schwytany w sukienkę z cudowną talią i dołem w kształcie bombki. Miałam się zastanawiać? Musiałam kupić tę sukienkę.

Ostatnio granat działa na mnie magnetycznie. W dodatku połączony z moją ukochaną czerwienią tworzy cudowny kontrast. Efrem mówi, że ten zestaw kolorystyczny już przestaje być szokujący i wkracza w fazę bycia nudnym i pospolitym. Ja w te plotki nie wierzę.



Co do koczka: wreszcie się poddałam i zrobiłam sobie na czubku głowy mimblową cebulkę tak jak cała reszta dziewoj na ulicach. Choć raz sobie pofolguję i będę jak inni, niech tam.