piątek, 7 maja 2010

Maj.

Chciałyśmy, żeby w końcu przyszedł maj.

Niestety, maj przyszedł, ale nie taki, jakiego sobie wymarzyłyśmy. Nie przyniósł ze sobą pikników i złocistych popołudni, a tylko bębnienie w szyby i srebrną blachę dachu. Deszcz dzwoni, deszcz dzwoni... wiosenny.

Jakiekolwiek odsłonięte fragmenty ciała oblepia wilgotna melancholia. Powietrze szczypie niemal tak, jak w Elsynorze. Nostalgia kwitnących głogów i ciężkich bzów zachęca do długich, samotnych wędrówek i spacerów po dzikich ogrodach. 

W Efrem wzbiera poczucie, że intensywniej się już nie da, że kwiaty nie potrafią pachnieć mocniej, a zieleń nie może być już bardziej absyntowa. Wybuch zieleni wycisza, budzi pragnienie otulenia się ciepłą szarością, płaszcze włóczykija, bluzą Stachury, w przypadku De - czarnym swetrem.

Jednocześnie w tej sennej atmosferze każdy kolor krzyczy, zwykła czerwień zamienia się w szkarłat, a każda biel zyskuje magiczną poświatę. 




Efrem preferuje tej wiosny jasne rajstopy: białe, kremowe. Jak mówi, nawiązuje w ten sposób do jedwabnych pończoch arystokratek. Poza tym dzięki kontrastowi z ciemnymi butami tworzą bardzo ciekawy efekt. 


Bladoróżowa wstążka we włosach nawiązuje z kolei do carskiego buduaru. Pastelowy, delikatny róż jest hitem tego sezonu.

Efrem krzyczy włosami i spódnicą, pobudzając zadeszczoną rzeczywistość.




De w wersji bardziej męskiej niż Efrem. Długo wyszukiwane jasnoszare buty z kokardką: następczynie poprzednich, jesiennych szarych botinek. Kokardki wraz z falbanami i intensywną kobiecością przebijają się z wolna do wybiegów. Nieodłączne  rurki, sprzyjające figurze klepsydry plus nieobcisła kamizelka poety, bo tak.



Stwór zza krzaka, eksplodujący z zieleni intensywnym granatem.



Muzyka deszczu tańczy do nas.


Ubrania pochodzą zazwyczaj z second-handów i szaf przodków, sporadycznie z normalnych sklepów. Traktujemy je jako inspirację i sztukę, a nie reklamę, więc listy płac nie będzie.